Było sobie takie jednio dobrane małżeństwo: żona dewotka, a mąż pijak. Pewnego razu żona zdenerwowana na męża mówi: Słuchaj, nawróciłbyś się, poszedł do kościoła...Nie, stara mowy nie ma, umówiłem się z kolesiami. A za sto tysięcy? - pyta małżonka. A, za 100 to spoko. Przyszła niedziela, mąż poszedł do kościoła, a żona sobie myli: "Pójdę, zobaczę co on tam robi". Przyszła do kościoła, patrzy a mąż chodzi po całym kościele, wchodzi do zakrystii, podchodzi do ołtarza itp. Zdziwiona podchodzi i pyta, co on najlepszego wyprawia. A mąż na to: Zrzuta była i nie wiem gdzie piją.
Zmierzch. Na cmentarzu grabarz kopie grób. Wtem w aleje nieopodal budzi się zamroczony pijaczek. Patrzy na grabarza i myśli „wystraszę go!”. Zakrada się od tyłu i raptem wrzeszczy : Haasa. Grabarz nie reaguje. Pijak próbuje dalej: Buhahahaaa!!! Grabarz dalej robi swoje. Pijak rezygnuje i zmierza do wyjścia. Ledwie przekroczył cmentarną bramę, a tu jak nie dostanie łopatą przez łeb raz i drugi! Przewrócił się na ziemię, patrzy, a nad nim pochyla się grabarz i surowo grozi palcem. Straszymy, biegamy, skaczemy, wygłupiamy się… ale za bramę. Nigdy nie wychodzimy!!!